29 czerwca 2015

Dodekanez: Nisiros

Wyprawa na Dodekanez, cz. 3.


Mapa wyspy Nisiros
Stefanos - największy krater w dolinie wulkanu
Dlaczego Nisiros?
Na Nisiros wybieramy się z trzech powodów. Pierwszym jest czynny hydrowulkan i marzenie, by przejść się po grząskim dnie krateru, drugim – pewne stare sanatorium z kąpielami termalnymi a trzecim niesamowite (jak się później okazuje) muzeum wulkanologiczne. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że wyspa należy do tych dzikich, mało skomercjalizowanych i w gruncie rzeczy pomijanych przez turyzm. Pewną skazą na jej wizerunku są fale jednodniowych wycieczkowiczów z pobliskiej Kos, zalewające białą stolicę i wulkan prawie każdego letniego dnia gdzieś między 11 a 16. Poza tymi godzinami Nisiros pozostaje enklawą ciszy i zdumiewającej natury, uformowanej przez Wulkan (po grecku: Ifajstijo - co od razu przywodzi na myśl Boskiego Kowala).

Prom Diagoras o zmierzchu. W tle wysepka Strongilo

Jak się dostać na wyspę
Głównym (i jedynym) portem wyspy jest Mandraki na północno-zachodnim wybrzeżu – zarazem stolica Nisiros. W Palli jest bezpretensjonalna, rozkwitająca marina jachtowa.
Na Nisiros najłatwiej dostać się z sąsiadującej od północy wyspy Kos, z której można po prostu zabrać się jednym z licznych statków wycieczkowych, odpływających w sezonie co najmniej co drugi dzień z Kardameny i parę razy w tygodniu z Kefalos. Wystarczy wejść na pokład i umówić się z kapitanem lub kimś z załogi – statki są zazwyczaj rodzinną własnością – przeprawa kosztuje ok. 8 euro.
Najtańszą opcją jest prom Blue Star, który w dość wolnym tempie kluczy po całym archipelagu Dodekanezu, od Rodos po Patmos. Można nim dopłynąć na Nisiros z różnych wysp – najszybciej z Kos (port Kos). Najdroższym, ale i najbardziej oszczędnym czasowo rozwiązaniem jest superszybki katamaran Dodekanisos Seaways, który w ciągu kilku godzin przemierza cały Dodekanez (i w ciągu niecałej godziny dopływa do Mandraki z portu Kos).
Drugą najbliższą wyspą, nieco jednak słabiej skomunikowaną z Nisiros, jest sąsiadująca od południowego wschodu Tilos.



Zastygła lawa riolitowa niedaleko Palli

Oswajanie Nisiros
Opóźniony prom z Kalimnos przez Kos wypluwa nas w porcie Mandraki dobrze po północy. Jest całkiem ciemno, żadnych latarni ulicznych, tylko pojedyncze światełka domostw. Nie bardzo wiemy, w którym kierunku udać się w poszukiwaniu noclegu. Wybieramy wąską asfaltową drogę, przy której najwyraźniej stoją jakieś budynki. Okazują się hotelikami, jednak wypełnionymi po brzegi. Ruszamy więc dalej. Natrafiamy na cichy hotelik z oświetlonym tarasem.
Widok z hotelowego basenu na wysepkę Giali
Miły starszy pan od razu kieruje nas do pokoju z uśmiechem oświadczając, że resztą zajmiemy się rano. Mamy jasny, czyściutki pokój z marmurową podłogą i balkonem z widokiem na morze. Rano podają nam śniadanie w kawiarni przy basenie, który okazuje się wypełniony termalną solanką z miejscowych źródeł. Dla gości hotelowych wstęp wolny, pozostali płacą 5 euro. Basen usytuowany jest na nadmorskiej skarpie; wygrzewając się w geotermie można podziwiać widoki na morze i na śnieżnobiałe klify pobliskiej wulkanicznej wysepki Giali. Doba kosztuje nas 35 euro. Całkiem miłe miejsce, jednak ja szukam czegoś innego.


Dawno temu przeczytałam gdzieś o samotnym starym sanatorium nad morzem w wiosce Loutra 2 km na wschód od portu. Po kwadransie marszu docieram do malutkiej przystani rybackiej nad którą stoją dwa duże budynki: jeden zrujnowany, drugi biały, z haftowanymi białymi firankami w oknach.
Okno w niezwykłym hotelu w Loutra
Wysokie drewniane korytarze, skrzypiące podłogi, schody, prześwietlony słońcem biały salon i ani żywej duszy! Chyba dobrze trafiłam. Niezwykły hotel działa tylko w sezonie, właśnie go otwarto, są wolne pokoje w cenie niecałe 20 euro za dwójkę. Pokoiki, maleńkie, ale wysokie chyba na 5 metrów, mają wiekowe meble i... nowoczesne lodówki. Czyściutkie, nowoczesne sanitariaty są na korytarzu. Na parterze za drewnianymi przepierzeniami kryją się zabytkowe łazienki sanatoryjne. Za dodatkowe 3 euro można zamówić sobie kąpiel w termalnej solance nalewanej do marmurowego basenu-wanny. Rewelacyjnie oczyszcza skórę i zatoki, odpręża, odmładza. Rano tuż po wschodzie słońca przechadzam się po starym hotelu; trafiam do salonu na piętrze pełnego secesyjnych mebli, lekko zdezelowanych sof i foteli, książek w biblioteczce. Słyszę skrzypienie podłóg i głosy, jednak nie spotykam nikogo.
Przy hotelu działa klimatyczna rodzinna tawerna o domowej kuchni. Klientelę stanowią ludzie podróżujący, poszukujący i filozofujący z różnych krajów. Zjadamy i my kolację: świeże kalmary, stek, fasolkę szparagową, pastę z groszku (fava) w przystępnej cenie około 12 euro od osoby.


Wokół wyspy
Z uwagi na jej niewielkie rozmiary decydujemy się na zwiedzanie Nisiros przy pomocy skutera (12 euro/dobę). Najpierw oczywiście wulkan, z rana, aby zdążyć przed kawalkadą autokarów turystycznych. Następnie zapuszczona wioseczka Emporios wysoko na szczycie kaldery, później Palli i legendarna plaża Pachia Ammos. W następnej kolejności Nikia po drugiej stronie kaldery z intrygującym muzeum wulkanologicznym i na koniec biała stolica wyspy – Mandraki (koniecznie późnym popołudniem, kiedy tłumy Rosjan i angielskiej młodzieży szczęśliwie wsiądą na statki odpływające z wyspy). Cały program zajmuje dwa dni – resztę można przeznaczyć na leniuchowanie, czytanie i kąpiele.

Dolina wulkanu z morzem w tle
       Wulkan
Po wczesnym śniadaniu wsiadamy na skuterek i pniemy się serpentynami na zbocza kaldery. Cała podróż trwa nie więcej niż pół godziny. Intensywna zieleń drzew, krzewów i traw, wśród której się poruszamy, nie jest typowa dla wysp Dodekanezu o tej porze roku. Swą bujną zieleń wyspa zawdzięcza po części żyznym glebom wulkanicznym, a po części obecności źródeł wody, nie tylko termalnej jak się okazuje... Droga biegnie wśród niewysokich drzew, wśród których rozpoznaję judaszowce i karobowce. Osiągamy szczyt kaldery, skąd droga zbiega serpentynami do żyznej i zielonej doliny wulkanu. Przed nami widać już kratery: ten największy, najniżej położony, księżycowy Stefanos i dwa mniejsze wyżej, z boku. Mimo wczesnej godziny słońce pali jak oszalałe – wjeżdżamy na parking (płatny 3 euro; za wejście do krateru jak na razie nie jest pobierana żadna opłata). Przy zejściu do krateru jest samotna tawerna, w której można kupić coś do picia i jakieś snacki. Na dnie krateru doznaję pewnego rozczarowania: nie jest ono wcale grząskie i bulgocące (tak jest tylko w porze deszczowej – tłumaczy chłopak z tawerny). Na pociechę z rozpadliny w dnie wydobywają się pochrumkiwania i bulgoty oraz kłęby pary pachnącej nie tyle siarką, co wędzoną kiełbasą (trafne porównanie mojego męża). Dzikiego piękna krajobrazu z barwnymi skałami wulkanicznymi nie sposób opisać ani nawet sfotografować.


Kratery hydrowulkanu: na pierwszym planie Stefanos, na drugim Polivotis

Księżycowy krater z wyraźnymi śladami siarki
...największy z nich, Poliwotis, słynie z kolorowych: żółto-rdzawo-różowych skał 
Poliwotis raz jeszcze


Rozpadliny na dnie krateru

2.    Emporios
Najbardziej zapyziała, a przy tym cichutka i urokliwa wioska na wyspie tkwi wysoko na północnym krańcu kaldery. Tutejszą osobliwością są naturalne sauny powstałe w piwniczkach, przez ściany których przesącza się gorąca para z wulkanu. Nie omieszkałam wypróbować. Znów zapach wędzonej kiełbasy. Mąż ograniczył się do zrobienia zdjęcia z zewnątrz.

"publiczna sauna" w wiosce Emporios, zasilana parą z wulkanu

W Emporios są ze dwie tawerny, wąziutkie zaułki, stare domostwa i mnóstwo kotów. Zauważyliśmy, że niektóre domy są remontowane – noszenie na plecach materiałów budowlanych (po stromych schodkach i zaułkach można poruszać się wyłącznie pieszo) w upale z pewnością nie należy do lekkich prac. Z najwyższego punktu wioski rozpościerają się rozległe widoki na całą wyspę i morze.


Senna główna ulica Emporios

Emporios - widok ze szczytu pagórka ponad wsią

Palli
dawna osada rybacka oddalona 4 km na wschód od stolicy Mandraki, rozkwita za sprawą mariny jachtowej. Okala ją tętniące życiem nabrzeże z kilkoma tawernami i sklepikami. Przy głównej drodze na wschód stoi ogromny opuszczony gmach – widmo. Miejscowi opowiadają, że pewien grecki milioner chciał w latach 1980-tych wybudować hotel-spa na wyspie. Jednak na skutek konfliktów i nieporozumień inwestycja została zamrożona i w efekcie na skraju Palli straszy gigant o ślepych oknach. Ponoć stoi on w miejscu, gdzie z morza wypływa woda termalna.
Prawie naprzeciwko budowli, trochę w głąb lądu (już na terenie osady Limni), zachowały się ruiny term rzymskich, zbudowanych na terenie Asklepionu z V w. p.n.e. Dziś stoi w tym miejscu kościółek Panagia Termiani ze źródłem termalnym.
Droga na wschód od Palli wiedzie wzdłuż północnego wybrzeża w kierunku długiego pasma wulkanicznych plaż. Nad morzem widać czarne i czerwone połacie lawy riolitowej, a gdzieniegdzie urwiska z białego perlitu. W ogóle geolog może oglądać wybrzeża wyspy jak album różnych formacji wulkanicznych – najlepiej z pokładu łodzi lub jachtu.

Palli: marina jachtowa. W tle wyspa Giali

Asfalt kończy się nieodwołalnie na parkingu przy plaży Lies, pokrytej grubym ciemnym piaskiem wulkanicznym.

Dzieci zakopane w czarnym piasku wulkanicznym na plaży Lies

Bity trakt ponad plażą wiedzie za cypel, na najpiękniejszą plażę wyspy – Pachia Ammos. Sielski zakątek zaludniają różnej maści outsiderzy z Grecji i innych krajów (a między nimi nasi rodacy), którzy żyją na łonie natury, w wybudowanych przez siebie schronieniach, wolni od nacisków ekonomicznych i jarzma cywilizacji. Władze wyspy to tolerują – i na tym między innymi polega urok Grecji...

Nikia
Następnego dnia rankiem znów pniemy się motorkiem na szczyt kaldery. Tym razem naszym celem jest wioska Nikia położona 450 m n.p.m.

Kościółek na pagórku ponad Nikią

Po 40 minutach docieramy na parking na skraju zabudowań. Z parkingu pnie się dróżka do białego kościółka, sprzed którego widać jak na dłoni całą dolinę wulkanu.

Widok na dolinę wulkanu z drogi do Nikii

My jednak kierujemy się wprost do Muzeum Wulkanologii (link do muzeum). Jest niewielkie, lecz zachwycające, począwszy od chłodnego, klimatyzowanego holu ze sklepikiem z książkami i pamiątkami z lawy aż po przejrzystą ekspozycję na temat wulkanów świata, ze szczególnym uwzględnieniem egejskiego łuku wulkanicznego i samej wyspy Nisiros. Szczególnie podoba mi się kolekcja skał wulkanicznych z wyspy wraz z dokładną lokalizacją na mapie.

Fascynujące muzeum wulkanologiczne w Nikii


Można popłynąć i obejrzeć. Animacja komputerowa na temat działalności miejscowego wulkanu rzuca światło na ukształtowanie geologiczne sąsiednich wysp, m.in. Giali, Strongili i Kos.Po opuszczeniu muzeum (z którego trudno nam wyjść po dwu godzinach) wałęsamy się trochę po białych zaułkach Nikii, zaludnionych przez stada kotów (które mąż uwielbia fotografować). Na platii wyłożonej mozaiką z otoczaków, przy stolikach tawerny, wesoło biesiaduje grupka Serbów.
Nikia: platia o zmierzchu

My jednak kierujemy się na skraj wioski, na zaimprowizowany punkt widokowy. W tym miejscu ziemia dosłownie odrywa się spod stóp stromą zieloną skarpą, opadającą prawie do krateru Stefanos. Widok jest niesamowity. Po wizycie w Nikii wracamy do bazy drogą wijącą się wysoko nad brzegiem morza. Odchodzi od niej parę traktów w stronę wybrzeża; jeden z nich do plaży Avlaki, gdzie do morza wpływa woda z gorących źródeł.

Chochlakia - ozdobny bruk przed domem w mandraki
Mandraki
Późnym popołudniem wyruszamy do stolicy wyspy – Mandraki. Wyruszamy to dużo powiedziane, gdyż 2 km z naszej bazy w Loutra do miasteczka pokonujemy skuterem w kilka minut. Mandraki, białe urokliwe miasteczko wyspiarskie o ciemnych akcentach z andezytu i dacytu jest spokojnym, cichym miejscem.
Port Mandraki widziany z klasztoru Panagia Spiliani
W letnie popołudnia tętni życiem, zaludnione przez tłumy turystów, głównie Rosjan,  Anglików, Węgrów i Polaków, którzy na pokładach statków wycieczkowych z Kos przybywają zobaczyć wulkan a później posilić się w tutejszych tawernach. U bram miasteczka urządzono mini skansen etnograficzny: pod gołym niebem poustawiano m.in. różne dawne narzędzia i piec do pieczenia chleba. Wąziutkimi uliczkami, ozdobionymi na każdym kroku biało-czarnymi mozaikami z kamyków, kierujemy się ku murom twierdzy, górującej ponad białą zabudową. Na terenie zamku znajduje się kościółek Matki Boskiej z ukrytą w podziemnej kaplicy cudowną ikoną Panagia Spiliani (Matki Boskiej z Groty). Poczerniały ze starości obraz zazwyczaj przyciąga pielgrzymki wiernych – my jednak jesteśmy w kaplicy sami.

Cudowna ikona Motki Bożej z Groty

Możemy nacieszyć się chłodem groty i poczuć niezwykłą energię ikony, uświęconej modlitwami pokoleń Greków. W kaplicy są jeszcze inne stare ikony i wota, a z malutkiego okienka widać morze i płaskie jasne dachy Mandraki.
Mandraki: schody do twierdzy

Mandraki: uliczka prowadząca do monastyru-twierdzy



Mandraki od strony morza
U stóp twierdzy (kastro), w domku przy uliczce wiodącej ku morzu, urządzono niewielkie muzeum sakralne.  W gablotach i na ścianach skrzą się wota, ofiarowane Madonnie z Groty przez wiernych w ciągu ostatnich stu lat. Są też cenne sprzęty liturgiczne. Nieopodal muzeum jest cienisty nadmorski skwer, z którego ścieżka u stóp twierdzy prowadzi na ukrytą za cyplem plażę Chochlaki, zgodnie z nazwą pokrytą ciemnymi gładkimi kamyczkami. Tym razem nie skorzystamy, chociaż pokryte otoczakami plaże lubię najbardziej ze wszystkich...

Mozaiki z otoczaków, chochlakia, są charakterystycznym elementem miasteczek Dodekanezu
Paleokastro
Tuż za portem od głównej drogi w kierunku Palli odbija w górę trakt w kierunku Paleokastro.  Droga wije się wśród wzgórz i pól na tyłach miasteczka Mandraki – pieszo byłoby pewno szybciej, ale z upału i lenistwa wybieramy skuter. Najstarszy zabytek wyspy w postaci wycyzelowanych bazaltowych (a może andezytowych? – w każdym razie kamienie są kolorowe, od ciemno brunatnych do jasnorudych) murów mykeńskiej twierdzy z XI w. p.n.e. i antycznego akropolu z IV w. p.n.e., tkwi samotnie na wzgórzu ponad miasteczkiem i portem. Ponoć na tym miejscu odkryto ślady osady z czasów neolitu. Jak przystało na prastarą osadę i akropol, Paleokastro oferuje niezmącone widoki na Mandraki i port w dole, ale i na morze z wyspami Giali, Strogili i wybrzeża Kos na horyzoncie. Nie ma nikogo oprócz nas; ciszę zakłócają koncerty cykad.

Paleokastro: cyklopie mury mykeńskiej cytadeli z XI w. p.n.e.

W końcu nadchodzi nieubłagana chwila pożegnania z Nisiros. Wsiadamy (za 8 euro od osoby) na pokład jednego z flotylli statków wycieczkowych. Wkrótce przybywają turyści – jak się okazuje, sami Rosjanie. Sympatyczna rodzina kapitana Manolisa gości nas na statku jak rodzinę. Kiedy przybijamy do Mastichari i nie mamy się czym dostać do Kamari – proponują podwiezienie własnym autem.


2 komentarze:

  1. Pani Wiesiu. Już planuję następny wyjazd do Grecji, nie wiem czy do zrealizowania , ale te fotki mnie zachwyciły, szczególnie te wiatraczki które wziąłem za kapliczki, ten rozłam na kraterze i inne fotki. A tak swoją drogą to my tu w Polsce teraz też mamy klimat Afrykanski. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę realizacji planów greckich w takim razie... Na pewno warto! Pozdrawiam.

      Usuń